W ostatni weekend siłownie i kluby fitness w Pekinie ponownie zostały zamknięte w obawie przed drugą falą infekcji. Epidemia stanowi ogromne wyzwanie dla branży fitness nie tylko w Chinach, ale również w Europie i USA. Branżą walczy o przetrwanie, a rokowanie nie są pomyślne.

W Chinach, z powodu szerzącej się epidemii koronawirusa, siłownie i kluby fitness zamknięte zostały w styczniu. Po minięciu szczytu zachorowań (12 marca) władze zezwoliły na wznowienie ich działalności. Wcześniej na terenach o mniejszych ryzyku, a później tam gdzie ryzyko było większe. I tak w Szanghaju ruszyły one od 12 marca, a w Wuhan dopiero 6 kwietnia. W każdej chwili mogą jednak być zamknięte. Tak jak to się stało w Pekinie, gdzie od 19 kwietnia do odwołania ponownie je zamknięto z uwagi na wykryte nowe przypadki koronawirusa w tym mieście.

Otwarte na nowo siłownie i kluby fitness w Chinach działają z obostrzeniami. Przed wznowieniem działalności musiały one uzyskać specjalne zezwolenie (np. nie uzyskały ich takie, które mieściły się w pomieszczeniach bez okien). Mogą one być czynne maksymalnie 12 godzin dziennie, a w ciągu danej godziny może w nich przebywać nie więcej niż 10 osób. Sprzęt musiał być dezynfekowany co 1-2 godziny, a ćwiczącym musi być udostępniony płyn do dezynfekcji rąk.

W Pekinie klienci na wejściu do siłowni mieli mierzoną temperaturę, a jeżeli mieściła się ona w centrum handlowym, to odbywało się to dwukrotnie, bo także przy wejściu do tego budynku. Oczywiście ćwiczący musieli zachować 2-metrowy dystans od siebie oraz posiadać maseczki. Dodatkowo, żeby wejść, trzeba mieć specjalny kod QR, który potwierdza, że w ciągu ostatnich 14 dni dana osoba nie opuszczała miasta lub odbyła 14-dniową kwarantannę.

Z danych ujawnionych przez firmę B Active 24 Hour Fitness, która ma 8 klubów w Chinach, w tym połowę w Pekinie, po wznowieniu działalności jej przychody spadły o 70 proc. w stosunku do poziomu sprzed epidemii.

Epidemia mocno uderzyła w tamtejszą branżę fitness. W pierwszym kwartale 2020 roku tylko w samym Pekinie zamknięto ponad 200 klubów fitness i siłowni. W całym kraju, jak wynika z danych ujawnionych przez firmę Qichacha, aż 6969 firm z tej branży zawiesiło lub zamknęło działalność.

Przypadek Chin nie jest wyjątkiem. Podobnie wygląda sytuacja branży fitness w Europie i USA. Siłownie i kluby fitness zostały zamknięte w obawie przed roznoszeniem się koronawirusa, a ich ponowne otwarcie będzie jedną z ostatnich decyzji podejmowanych przez władze. Gorzej mają się tylko imprezy masowe, które być może zostaną zakazane nawet do końca roku.

A jak wygląda sytuacja w Polsce? Siłownie i kluby fitness są zamknięte od 13 marca. Mają zostać otwarte w ostatnim, czwartym etapie odmrażania gospodarki. Rząd nie podał żadnych terminów, ani warunków jakie będą musiały być spełnione, żeby mogły one wznowić działalność.

Jeżeli wierzyć słowom rzecznika polskiego rządu, że drugi etap odmrażania gospodarki zostanie wdrożony w pierwszej połowie maja, a jednocześnie ufać doniesieniom, że zaplanowane w trzecim etapie otwieranie galerii handlowych nastąpi 18 maja, to branża fitness mogłaby ruszyć 1 czerwca.

[Update: 24.04.2020 godz. 11:30] Dziś Wirtualna Polska poinformowała, że:

“Po majówce (w ograniczonym zakresie) otwarte mają być galerie handlowe, sklepy meblowe i budowlane, hotele oraz żłobki i przedszkola. Do życia mają wrócić również niektóre instytucje kultury i sztuki, fryzjerzy i kosmetyczki. Nieco później, być może po 15 maja, rząd przymierza się również do dania zielonego światła stacjonarnej działalności gastronomicznej, oczywiście nadal z istotnymi obostrzeniami sanitarnymi. (…) W drugiej połowie maja, jeśli sytuacja epidemiczna będzie na to pozwalała, rozpocznie się stopniowy powrót do wydarzeń sportowych na otwartej przestrzeni – bez udziału publiczności.”

To bardzo zła wiadomość. Polska Federacja Fitness wylicza, że w samym tylko marcu branża zanotowała około 400 mln zł strat.

Federacja Pracodawców Fitness podaje natomiast, że gdyby zakazy zostały zniesione w maju, to straty przychodów wyniosą 1,84 mld zł, co będzie oznaczało spadek aż o 43 proc. rok do roku. Wydłużenie tego okresu do 1 czerwca z pewnością przełoży się na ponad 2 mld zł strat.

I to jeszcze nie będzie najczarniejszy scenariusz. Pojawienie się jesiennej fali epidemii, nawet jeżeli nie będzie ona oznaczała przymusowej izolacji, znacząco straty te pogłębi. Dlatego już teraz można powiedzieć, że wiele podmiotów tego nie przetrwa. W jeszcze gorszej sytuacji są pracujący tam trenerzy, którzy w 80 proc. zatrudnieni są na umowach śmieciowych.

Kryzys odczują również klienci. Nie tylko zmniejszy się liczba miejsc do trenowania, ale z pewnością wzrosną w niedalekiej przyszłości opłaty za karnety, co będzie prostą pochodną mniejszej konkurencji w branży i wyższych kosztów funkcjonowania.

Fot. pexels

Czytaj także: