Z Jaro Bienieckiem, twórcą i prezesem Runmageddonu, rozmawiamy o tym, co przyciąga ludzi do biegów przeszkodowych, o emocjach temu towarzyszących, o rosnącej frekwencji, nowych lokalizacjach, nowych przeszkodach, przyszłorocznym debiucie klasycznego Runmageddonu poza granicami Polski, przyszłości biegów OCR i o tym, co się stało jak nie przeszedł Wariata.
Runmageddon to obecnie najbardziej popularny i największy cykl biegów z przeszkodami w Polsce, a także jeden z największych w Europie.
Jaro Bieniecki: To prawda, w ostatni majowy weekend mieliśmy imprezę w Garnizonie Modlin, w której wzięło udział niemal 10 tys. uczestników. Myślę, że każdy z pozostałych organizatorów biegów OCR, chciałby mieć tyle startujących na wszystkich swoich eventach w roku. Faktycznie więc Runmageddon ten rynek zdominował. Co więcej, w pasie między Norwegią, a Cyprem, nikt w Europie nie robi większych biegów.
Kim są uczestnicy Runmageddonu?
To ludzie, którzy pragną przełamywać swoje bariery. Waleczni, zdeterminowani, współpracujący, pomagający i lubiący dobrą zabawę oraz zdrową rywalizację.
Co jest wyjątkowego w biegach przeszkodowych, że biorą w nich udział takie masy ludzi? Co przyciąga ich do Runmageddonu?
Jest kilka elementów, które powodują, że jest to atrakcyjna forma spędzania czasu. Z jednej strony ludzie chcą przeżyć jakąś przygodę, podjąć wyzwanie, zmierzyć się ze swoimi słabościami. I ten aspekt w zasadzie można odnieść do większości tego typu imprez. Runmageddon ma natomiast dodatkowo formułę współpracy. Czyli z jednej strony pomagamy innym, a z drugiej strony sami z niej korzystamy na trasie. Dla wielu ludzi jest to doświadczenie, którego na innych biegach z przeszkodami się nie spotka.
…czyli uczestnicy nie tylko rywalizują, ale też pomagają sobie i współpracują.
Dokładnie. Ponadto, Runmageddon na pewno wyróżnia poziom profesjonalizmu, jakość i skala działania. Garnizon Modlin to była 51. edycja Runmageddonu, więc tego doświadczenia naprawdę mamy mnóstwo. Ja dodatkowo zdobywałem je organizując Maraton Warszawski i Bieg Rzeźnika. Obserwując event w Modlinie miałem poczucie, że to jest coś nowego. Nowa jakość. To wszystko wyglądało pięknie. Spektakularnie. Mieliśmy zbudowane całe miasteczko biegowe. Różne konstrukcje, namioty, dmuchańce.
I Runmageddon wróci jeszcze w tym roku na Mazowsze, do Warszawy. Dzień po Modlinie ogłosiliście, że wrócicie tu 22-23 września. Możesz powiedzieć coś więcej? Czy Runmageddon wróci na Służewiec, gdzie historia biegu się rozpoczęła?
Służewiec raczej zostawimy sobie na przyszły rok. W ciągu miesiąca zdradzimy lokalizację. Na razie trzy miejsca są brane pod uwagę. Z całą pewnością będzie to miejsce gotowe do przyjęcia równie wielu uczestników jak Modlin.
Obecnie jesteśmy na półmetku sezonu 2018. Za nami 8 eventów. Ogłoszone jest 7 kolejnych.
Jest kwestią paru tygodni, gdy będziemy ogłaszać kolejne eventy. I tutaj uchylę rąbka tajemnicy, że oprócz listopadowego Finału Ligi, planujemy jeszcze jedno wydarzenie. Możliwe, że na koniec września Runmageddon pojawi się w nowej lokalizacji, w której jeszcze nie gościł.
Wspomniałeś prestiżowy Maraton Warszawski, którego ostatnia edycja zgromadziła 7 tys. biegaczy. Jak się czujesz, gdy biegi pod szyldem Runmageddonu stają się jedną z największych imprez biegowych w kraju?
Nie porównuję się z Maratonem Warszawskim, czy innymi klasycznymi biegami. Tam jest wyzwanie bardziej sportowe niż bazujące na przeżyciach, na przygodzie i współpracy. Pamiętajmy też, że Maraton Warszawski czy Bieg Niepodległości jest jeden, a my robimy imprezy co 3 tygodnie. W różnych częściach kraju. Łączna frekwencja, którą mamy, jest duża większa. W tym roku spodziewamy się około 70 tys. dorosłych uczestników i myślę, że to jest punkt odniesienia dla nas. To pokazuje moc Runmageddonu. To pokazuje, że tak dużej inicjatywy nie ma nie tylko w biegach, ale również w sporcie amatorskim w Polsce.
To kiedy uda się przekroczyć tę magiczną liczbę 10 tys. uczestników?
Tak naprawdę, gdybyśmy trafili lepszą pogodą w Modlinie, to mogliśmy tę barierę przekroczyć już tam. Natomiast, ja aż takiej wagi do liczby nie przykładam. To, jaką mamy liczbę uczestników jest ważne, ale najważniejsze jest, żebyśmy zachowali tę jakość, którą mamy. Ten poziom zaangażowania. Żebyśmy zachowali ten swój charakter. Żebyśmy zachowali ten wpływ na życie ludzi, który mamy. To, co jest kluczowe w Runmageddonie, to fakt, że to jest przygoda, wyzwanie fizyczne, a przekłada się bardzo silnie na aspekty mentalne. Ludzie pokonawszy Runmageddon mają poczucie, że jak to zrobiłem, to teraz mogę już wszystko. I to jest piękne. Dzięki temu mają odwagę sięgać po więcej w życiu, w pracy. Jeżeli to będziemy dawać ludziom,to frekwencja będzie rosła. Będzie i 10 tys., i 15 tys., a może przyjdzie czas, że będziemy robić wydarzenia i na 20 tys. ludzi.
Jak widzisz przyszłość biegów przeszkodowych w Polsce? Ostatnie lata to szalony ich rozwój. Ale co dalej?
Sam jestem ciekaw. Trudno powiedzieć tak jednoznacznie. Rynek jest trochę nieprzewidywalny. Pamiętajmy, że my odzywamy się do ludzi, zachęcamy do udziału tych, którzy często są nieprzygotowani fizycznie i to wyzwanie przedstawiamy jako wyzwanie mentalne. Właśnie dzięki temu część ludzi, nawet nie uprawiających sportu na co dzień, startuje w naszych biegach. Zakochują się w takiej formie sportu. Zaczynają trenować, co w konsekwencji ma duże przełożenie na poziom aktywności sportowej.
Czyli jednak dalszy rozwój?
Moje przewidywania są takie, że za 2-3 lata frekwencja na Runmageddonie będzie 2 razy większa niż teraz, a odsetek startujących w Runmageddonie będzie podobny, czyli około 60 proc.
W tym roku pojawiło się kilka nowych przeszkód na trasie Runmageddonu. Killer plank, Oponeo, Wariat. Szykujecie jeszcze jakieś niespodzianki?
Jak najbardziej. Na szerokiej liście mamy około 150 przeszkód. Nie ma chyba drugiego takiego biegu na świecie, który stawiałby aż tyle przeszkód na trasie. Chcemy dawać uczestnikom atrakcje różnego typy, więc nowe przeszkody będą się pojawiać. Chcąc podnosić poziom rywalizacji sportowej w serii Elite, w tym roku wprowadziliśmy specjalne, trudne technicznie dedykowane przeszkody tylko dla nich.
Najlepszym przykładem jest Wariat. Przeszkoda na tyle trudna, że w Myślenicach, gdzie zadebiutował, został uruchomiony jej tylko jeden segment.
Do niedawna mieliśmy taki system, że te przeszkody, które ja byłem w stanie pokonać samodzielnie, mogły trafić do serii Elite, jako przeszkody do pokonania. Przyznaję, że jak postawiliśmy Wariata pierwszy raz, to nie umiałem go pokonać w całości, dlatego rozstawiliśmy go w połowie (śmiech).
…i to jest rozwiązanie zagadki, dlaczego w Myślenicach tylko jeden segment z dwóch był do przejścia.
Natomiast w Modlinie, w deszczu, Wariat był konstrukcją naprawdę trudną do przejścia. Specjalnie stałem wówczas i patrzyłem jak sobie radzi Elita. I nawet Wojtek Sobierajski, który jeżeli chodzi o siłę uchwytu jest liderem, pokonał ją chyba za 8 czy 9 podejściem.
Tak było. Wojtkowi 5 minut zajęło pokonanie Wariata.
Ale to było piękne. Wojtek Sobierajski i Mateusz Krawiecki dotarli do tej przeszkody w jednym momencie, jeden pokonał ją po 5 minutach, a drugi po 10 czy 15 minutach. To jest piękno biegów przeszkodowych, że oni też trafiają na jakąś swoją granicę.
Inna przeszkoda. Oponeo. Robi wrażenie swoimi rozmiarami. Czy podobne ogromne przeszkody, które można oglądać na niektórych biegach chociażby w Niemczech, też mają szanse pojawić się na Runmageddonie?
Zdecydowanie tak. Cały czas się rozwijamy i wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom naszych uczestników. Pamiętajmy, że 99 proc. uczestników Runmageddonu to ludzie startujący nie po to, żeby zbierać laury, tylko po to, żeby przeżyć przygodę, zmierzyć się ze swoimi słabościami. Dlatego tego typu przeszkody jak Oponeo, która składa się z ponad 1000 opon i 4 ton żelastwa, też będziemy stawiać. Mamy mocny dział techniczny, który ciężko pracuje nad nowymi przeszkodami. W tym sezonie czeka na naszych biegaczy jeszcze przynajmniej jedna niespodzianka na trasie takich gabarytów jak Oponeo. W kolejnych sezonach, następne. Dynamika rozwoju firmy idzie w parze z rosnącą ilością uczestników.
Runmageddon to nie tylko klasyczne biegi z przeszkodami, ale też Runmageddon Sahara, przygotowywany Runmageddon Kakukaz, jak również PoweRUN. Czy to pokazuje, że szukacie nowych formuł?
Jak najbardziej. Naszą misją jest inspirowanie ludzi do pozytywnych zmian w sobie. I te zmiany wymagają podejmowania wyzwań. My też podejmujemy wyzwania. Sahara była naszym największym wyzwaniem tegorocznym. Nie ukrywam, że rozwijamy projekt pod hasłem Runmageddon Global. Byliśmy w Afryce. Za chwilę będziemy w Azji. Jest spora szansa, że w przyszłym roku pojawi się kolejny kontynent. I kto wie, może za parę lat trzeba będzie walczyć o Koronę Runmageddon Global na wszystkich kontynentach? Tak to jest zdecydowanie kierunek w którym idziemy. Chcemy podbijać świat. Chcemy, żeby Runmageddon był marką globalną. I żeby te pozytywne zmiany, które dzieją się w ludziach w Polsce, działy się też za granicą.
A co z klasycznym Runmageddonem?
Tutaj nie ukrywam też ekspansji zagranicznej naszych standardowych eventów. Będziemy to robić w formule franczyzowej. Już dosłownie za chwilę zaczniemy szukać partnerów. Mam nadzieję, że w przyszłym roku pierwszy klasyczny Runmageddon pojawi się poza Polską.
Temat zagranicy już kiedyś się pojawił, ale nie doszedł do skutku. Teraz pojawi się ponownie. To będzie raczej zachód, czy może wschód Europy? Bo Ukraina, Białoruś, państwa nadbałtyckie wydają się na rynku biegów OCR niezagospodarowane.
To prawda, że nie są zagospodarowane. Natomiast, jak patrzymy na to gdzie Runmageddon na ten moment sprawdziłby się najlepiej, to myślimy o południu Europy i Zachodzie. Ale tak naprawdę bardzo dużo zależy, kto będzie naszym pierwszym partnerem franczyzowym. Naszym największym atutem jest grono najlepszych specjalistów, doświadczonych managerów i ludzi z pasją i miłością do swojej pracy. Mamy know how, jakiego nie mają konkurencyjne biegi OCR-owe To czego nam brakuje to tylko wiedzy na temat specyfiki lokalnego, zagranicznego rynku. Z tym musi wyjść partner lokalny.
Czyli ekspansja zagraniczna to kwestia najbliższych kwartałów?
W przyszłym roku chciałbym, żeby odbył się pierwszy event zagraniczny Runmageddonu w formule standardowej.
Co dalej Reebok PoweRUN by Runmageddon, czyli waszym wspólnym przedsięwzięciu z Reebokiem? Z jednej strony kwietniowy bieg w Warszawie nie był frekwencyjnym sukcesem. Z drugiej, jak za projekt bierze się dwóch tak mocnych zawodników jak Runmageddon i Reebok, to chyba nie może to być jednorazowe wydarzenie?
Pytanie na czasie. Właśnie jestem po spotkaniu z Reebokiem (rozmawiamy we wtorek 29 maja – red.). Silnie pracujemy nad tym, żeby ta formuła biegu miejskiego z przeszkodami zaistniała w przyszłym roku. Mam nadzieję, że to się uda.
To będzie bieg cykliczny? Rozgrywany w różnych miastach?
Na pewno Warszawa będzie punktem wyjścia. Czy zdecydujemy się na kolejne miasta tego jeszcze nie wiemy. Nad PoweRUN w Warszawie intensywnie pracujemy, żeby się wydarzył w przyszłym roku. Głosy z rynku jakie dostaliśmy, pokazują nam, że dla uczestników było to bardzo ciekawe doświadczenie. Dlatego i Reebok i my nie chcielibyśmy tego zakończyć, jako projekt jednorazowy. Potencjał partnerów daje prawo sądzić, że tak się nie stanie.
Rozmawiał Marcin Kiepas
Dzięki Wariatowi udało mi się wpaść na 9 pozycję z około 15 🙂 i zakwalifikować do ME. Wszedł za drugim razem.
To akurat jest fajne, że o kolejności na mecie decyduje nie tylko bieg, ale też i przeszkody. Z punktu widzenia kibica takie zawody też są dużo bardziej atrakcyjne.
Dokładnie. To w końcu OCR – O=obstacles. Ostatnimi czasy RMG już był dla mnie tylko biegowy ponieważ wszystkie przeszkody były oklepane i większość zawodników ELITE robiła je bez większego problemu. Teraz wpadła nutka świeżości w postaci kulek na MultiRigu i Wariat i można wyprzedzić np Mateusza 🙂