Za nami Walentynki, czas pełen miłości, kwiatów, czekoladek, czułych wyzwań i romantycznych kolacji… o czymś zapomniałem? A no tak – także czas, w którym naprawdę hardcorowe pary zamiast wyjścia do restauracji, kina lub teatru wybrały plener, krew, pot i łzy. Jednym słowem wybrały event od Armagedon Active.

Choć zakładam, że intencją organizatorów było urządzenie prawdziwie zimowego biegu, pogoda w ten weekend okazała się wyjątkowo przyjazna. Obyło się bez deszczu i wiatru (choć region podobno z niego słynie), a przez chwilę można było nawet wygrzać się w promieniach słońca. Ale przejdźmy do rzeczy…

Kilka słów o formule

Bieg odbył się na jednym dystansie około 6 kilometrów oraz w dwóch wariantach do wyboru.

Pierwszy z nich była klasyczna klasyfikacja OPEN (tak, tym razem organizatorzy nie zdecydowali się na podział na OPEN i ELITE). Zasady były proste – uczestnicy mieli do pokonania około 30 przeszkód, a w przypadku, gdyby im się to nie udało – oczywiście karne burpees’y. Armagedon Active przyzwyczaił nas do tego, że ilość karniaków uzależniona jest od poziomu samej przeszkody. Dlatego i tym razem wyglądało to podobnie.

Dla przykładu, większość przeszkód o umiarkowanych stopniu trudności wymagała wykonania 20 burpeesów, natomiast wyzwanie stojące przed samą metą (około 12-13 metrowy multi rig) – aż 50 burpees.

Drugim wariantem, wprowadzający nieco świeżości na polski rynek OCR, była klasyfikacja par. W tym przypadku, jak sama nazwa wskazuje, zawodnicy biegli w parach. Część przeszkód była dla nich wyłączona, a zamiast burpees’ów musieli wykonywać przysiady (trzymając się przy tym za ręce).

Dla każdego coś miłego, czyli zróżnicowana trasa

Co ciekawe, bieg został poprowadzony zarówno przez drogi asfaltowe, pola, lasy, jak i kawałek boiska. Jednak tym, co zasługuje na szczególne uznanie jest ilość oraz poziom prezentowanych przeszkód.

Dwa multi rigi, low rig, chomik, wariat, gibony, salomon ladder, liny poziome i pionowe, do tego kilka przeszkód siłowych, a nawet jedna wymagająca celności (rzut toporami od Vikings Run).

Jak to na każdym OCRze, nie zabrakło też opon, drutów kolczastych, ścianki, dołów i naprawdę dużo dołów. Pomimo braku wody i błota (za co dziękuję!), można było solidnie się ubrudzić.

Co na mecie?

Tradycyjnie medal (pary otrzymały taki składający się z dwóch połówek i łączący się w serce), woda i sporo przepysznego jedzenia – przygotowanego przez lokalne koło gospodyń wiejskich.

Ostatnią atrakcją było losowanie, w którym uczestnicy (o ile ich numer startowy został wyczytany) mogli zgarnąć ciekawe nagrody rzeczone, m.in.: laptopa, odżywki czy vouchery na start w biegach z serii Armagedon Active oraz Vikings Run.

Ze swojej strony polecam i z pewnością jeszcze nie raz zawitam na event spod szyldu Armagedona.

Fot. FB Armagedon Active

Mateusz Winkler – na co dzień zwiększa sprzedaż tekstem spełniając się w roli profesjonalnego copywritera (MateuszWinkler.pl) oraz organizuje LEGENDARNY bieg z przeszkodami – Vikings Run. W czasie wolnym startuje w OCRach, mając nadzieje, że kiedyś uda mu się ukończyć bieg bez robienia karnych burpees’ów 😉